Lodowy kosmos


 

Od wielu tygodni, a nawet miesięcy uczę się opanowywać gniew, złość i smutek. Wbijam się codziennie w wewnętrzną strefę zen i powtarzam sobie, że jeszcze chwila, jeszcze moment i wszystko minie. Paskudna pandemia się skończy i nastaną znowu czasy piękne i kolorowe. Ale pandemia nie mija, końca smutnych doniesień nie widać, a zima w tym roku bardziej przypomina jakąś pojesień, przedwiosnę, dziwny stan, gdzie nie ma ani śniegu, ani mrozu, ani słońca. 


W takim czasie nie chce się już wspominać pięknych wyjazdów, planować kolejnego podboju świata. Skupiam się na tym, żeby w miarę bezpiecznie dotrwać do jakiś lepszych czasów. Nie rozchorować się, nie przeziębić, nie załapać niepotrzebnego kataru, nie przytyć, nie stracić formy, nie zasępić się, nie zapaść w sobie, jednym słowem nie poddać się temu trwaniu i oczekiwaniu. Dotrwać do czasów kiedy znowu będzie można planować i realizować plany, śmiało spotykać się z ludźmi i oddychać lekko.

Szukam ładnych obrazków, ciekawych opowieści, żeby jakość przepłynąć nad tym szarym czasem. Zdjęcia z egzotycznych, ciepłych wakacji wydają się jakieś banalne, wirtualne imprezy gdzie każdy po swojej stronie komputera z kieliszkiem wina uśmiecha się niepewnie, już też nie śmieszą, a może…

A może, jak mawia Magda Umer – „Może morze nam pomoże”.




Ale ja nie lubię morza, przecież wolę gór. Morze rodzi we mnie uczucie strachu, jakiś niepokój, fale przerażają, woda mnie nie zachwyca. Tymczasem od kilku tygodni Justyna podsyła mi zdjęcia znad morza. Co prawda plaży na zdjęciach nie widać, ani egzotycznych palm, jednak główny temat tych prac to woda i … góry.

Na zdjęciach jednak, to nie morze tylko ocean, Spokojny, a góry to lodowce, ale mimo wszystko woda, do tego lodowata.

66°33`39"S- Koło podbiegunowe południowe



Przyjaciółka starała się mnie zainteresować tematem od jesieni, ale jakoś mroźne przestrzenie nie kojarzyły mi się z pięknem, do czasu, aż nie zobaczyłam na zdjęciu olbrzymiej, przeraźliwe wielkiej góry lodowej w pełnym słońcu dryfującej po oceanie. Tak mniej więcej wyglądało jedno ze zdjęć podesłanych przez Justynę. To było piękno w czystej postaci. Potęga natury na fotografii była zjawiskowa.

Justyna na Antarktydę wybrała się klika lat temu. Jak się okazało od zawsze jej marzeniem było zbliżyć się do koło podbiegunowego. Musiało być to naprawdę wielkie marzenie, bo żeby dotrzeć w te rejony świata trzeba płynąć wiele dni statkiem, a Justyna statków nie cierp. Ma tak potężna chorobę morską, że nigdy nie wybrałyśmy się na torontońską wyspę, bo trzeba na nią dostać się promem.

Jednak na Antarktydę popłynęła. Pierwszych trzech dnia na statku nie pamięta, chorowała. Wie, że weszła na okręt w Ushuaia, na końcu świata. Później było już tylko morskie bujanie. Warto było jednak przecierpieć te parę dni, bo efekty tej wyprawy, w postaci zdjęć, są przepiękne, a wspomnień nikt jej nie odbierze.





Na Antarktydę popłynęła na rosyjskim okręcie Academic Hope.



Siódmy Kontynent, praktycznie niezamieszkany przez człowieka, nie licząc oczywiście pracowników stacji naukowych. Ta zamarznięta część świata zimą zwiększa swoją powierzchnię nawet o kilka milionów kilometrów kwadratowych. Tę skutą lodem krainę zamieszkują liczne kolonie wielu gatunków pingwinów, a także foki i lamparty morskie.

Pingwiny

Lampart morski

Lampart morski

Lampart morski

Pingwin białobrewy

Pingwin białobrewy

Uchatka



Lampart morski

Humbak

Niebieski wieloryb

Humbak

Latające pingwiny   
Pingwin białobrewy



Pingwin białooki


Pingwiny białookie





Pingwiny białookie



Słonie morskie i pingwiny




Foka

Kormorany Antarktyczne

Kormorany




Pingwiny białookie






To najbardziej wietrzny obszar na kuli ziemskiej. To także zachwycający świat oblodzonych szczytów, niezliczonych fiordów i zapierających dech w piersi gór lodowych.










Ale przede wszystkim Antarktyda to wszechogarniająca cisza. Spokój olbrzymów lodowych, rozciągnięty aż po kres wyobraźni, po horyzont i niemalże zero dźwięków. Oczywiście wieje przeraźliwy wiatr, który wypełnia człowieka po brzegi i to on głównie huczy w głowie, jednak nie mąci spokoju jaki daje obcowanie ze zjawiskową naturą.

Na szczęście rejs nie składał się tylko z żeglugi, bo relacja i wspomnienia byłyby krótkie. Zamknęłyby się w paru zdaniach.

Po kilku dniach ciągłego rejsu, podróżnikom ukazuje się ląd, na który schodzić będą wielokrotnie. Statek nie podpływa zbyt blisko ziemi… a może to nie ziemia, a wieczna zmarzlina. Lód, który pokrywa wszystko i nie daje nikomu żadnych szans na przetrwanie. Ze statku na stały ląd można dostać się jedynie zodiakami, czyli motorowymi pontonami. Wszyscy wyglądają identycznie. Takie same grube kurtki, spodnie i zielone kalosze. Z lądu na przybyszy spogląda stado pingwinów. One też wyglądają prawie identycznie. Biało czarne śmieszne ptaki z brzuchami upapranymi własnymi odchodami. Taka natura ptasia. Skupiska pingwinów to nie tylko zakochane pary broniące swych miejsc, ale śmierdzące brudne ptaki, brodzące we własnych fekaliach.

Na Antarktydzie żyje kilkanaście gatunków pingwinów, ale tylko niektóre może zobaczyć u wybrzeży, reszta szczególnie te najokazalsza, czyli pingwiny królewskie i cesarskie skrywają się w innych częściach tego zakątka świata.

Jak się okazuje również wieloryby, pomimo, że zjawiskowe śmierdzą. A konkretnie śmierdzi im z olbrzymich pysków, do których spokojnie wszedłby Pinokio i kilka innych postaci z bajek.
Humbaki wykorzystują wypuszczane przez siebie pęcherzyki powietrza do łowienia zdobyczy










Jednak pingwiny, wieloryby, lwy morskie i inne pomniejsze ptaki to tylko piękny dodatek do zjawiskowych gór lodowych, a to właśnie one zachwycają najbardziej.

Obcowanie z takim ogromem daje poczucie pustki i osamotnienia, pomniejsza człowieka do rozmiarów szpilki, poskramia wybujałe ego.

Może tak właśnie czują się ludzie w kosmosie otoczeni niezmierzoną przestrzenia? Antarktyda nie ma ani tubylców, ani sąsiadów. Jedyni mieszkańcy to pracownicy stacji polarnych. To miejsce to świat wiecznego lodu o nieprawdopodobnych odcieniach i barwach. Pomimo, że fauna i flora jest tu uboga, to krajobraz zmienia się codziennie, wszystko za sprawą światła. Raz więc góry są białe, innym razem szare lub niebieskie, a jeszcze następnego dnia zielone.



Zmieniają się również same góry, które pod wpływem słońca obracają się, pękają z przerażającym hukiem, odwracają się do góry nogami ukazują zupełnie inną stronę swojego piękna. W przyrodzie nic nie jest stałe, nawet góra.
Choć wydaje się to nieprawdopodobne Justyna wraz z innymi członkami wyprawa spędza jedna noc na lądzie, na otwartej przestrzeni, w śpiworze, bez namiotu. Ponoć wcale nie zmarzła, choć trudno w to wierzyć. Trzeba było jednak spróbować, nieczęsto się przecież zdarza poranek na lodowym lądzie w otoczeniu lodowców, z pingwinami na nocnej warcie.

Patrząc na góry lodowe wyłaniające się ze zdjęć jakie przywiozła moja przyjaciółka, spogląda na nas tysiące lat lodowej historii. Monumentalne góry budzą podziw i respekt. Z górami już tak jest.

Drake Passage
















































Niestety ta część świat zmienia się bardzo szybko. Wszystko oczywiście przez globalne ocieplenie. Dziewięciodniowa fala upałów, która nawiedziła Antarktykę w lutym ubiegłego roku, doprowadziła do stopienia się ok. 20 proc. śniegu pokrywającego jedną z tamtejszych wysp - wskazują zdjęcia satelitarne wykonane przez NASA.

W lutym 2020 temperatura w Antarktyce osiągnęła rekordowy poziom - 20,75 stopni Celsjusza.

Geolog Nichols College podkreśla, że śnieg tak szybko topi się czasem na Grenlandii czy na Alasce, ale nie w Antarktyce.

Gdyby doszło do stopienia się całej pokrywy śnieżnej w Antarktyce wówczas - według szacunków Światowej Organizacji Meteorologicznej - poziom oceanów na Ziemi podniósłby się nawet o 60 metrów.

I na koniec wyjaśnienie, dla wszystkich którzy gubią się w nazwach geograficznych: Antarktyda to nazwa kontynentu położonego na biegunie południowym.

Antarktyka oznacza obszar położony wokół Antarktydy powyżej 60° szerokości geograficznej południowej.

Jest jeszcze Arktyka, ale to już zupełnie inna historia.







Komentarze

Popularne posty